Hodowla dogów niemieckich


Jadzia & Lelijka Był rok 1966. Poznałam wtedy nieżyjącego już aktora Leszka Jagiełło oraz jego wielkie, spokojne psisko.
Był to pies jakiego nigdy nie widziałam: wielki, zrównoważony i o niesamowitym kolorze - stalowo błękitnym.
Zakochałam się w tym stworzeniu od pierwszego wejrzenia.
Dowiedziałam się, że nazywa się LEDA, jest dożycą błękitną przywiezioną z Czechosłowacji.
Był to czas, kiedy nie wiedziałam, że psy mają rodowody toteż nie zapytałam o przydomek hodowlany.
Pomiędzy mną a suką wywiązała się nić porozumienia - była ona tak widoczna, że Leszek obiecał mi po niej szczeniaczka.
Niestety wszystkie próby krycia LEDY okazały się bezskuteczne - a ja pozostałam z zamierzeniem o właśnie takim psie w moim domu.
Coroczne odwiedziny na wystawach utwierdziły mnie o tym przekonaniu.

Minęło bardzo wiele lat. Dorósł mój syn, Piotrek, zaczął pracować.
Za pierwsze zarobione pieniądze kupił do domu oczywiście doga. Niestety nie było go stać
na rodowodowe szczenię - po rodowodowej matce i nieznanym nam osobiście ojcu kupił czarną dożyczkę.
Chodziła za nami krok w krok, wpatrywała się w oczy, a chód miała niezwykle miękki - mąż nazwał ją KICIA.
Żyła z nami 10 lat i pomagała wychowywać wszystkie rodowodowe psiaki,
a będąc już starszą panią nauczyła chodzić moją wnuczkę Krysię.
Była mądra, śliczna, kochana, ale nie był to dog błękitny !
A potem zdarzył się cud. Na specjalistycznej wystawie dogów zakochałam się w stadzie błękitnych szczeniąt.
Mój mąż, który wtedy był w dobrym humorze powiedział:
-" Jak tak bardzo chcesz to kupię ci takiego szczeniaka"
-" Chyba zgłupiałeś, skąd weźmiesz na to pieniądze"
Okazało się, że Janusz zarobił wtedy jakieś grubsze pieniądze i przeznaczył je na urlop.
Oczywiście do domu wracaliśmy z malutką suczką. Nazywała się BETA Dalibóg była
córką SZEIKA Alifa i ALFY Marcinkowe Wzgórze.
Była przepiękna - niestety w wieku 4,5 m-c ( pomimo szczepień) zachorowała na parwowirozę i w ciągu 24 godzin już jej nie było.
Rozpaczałam niesamowicie. Rodzina nie mogła ze mną wytrzymać,
bo raz za razem wybuchałam płaczem, znajomi za moimi plecami stukali się w główkę.
Któż to słyszał żeby tak rozpaczać po psie.

Po jakimś miesiącu mąż z synem przeprowadzili ze mną poważną rozmowę.
Postanowiliśmy wziąć pożyczki i " niech matka ma tego swojego upragnionego błękita".
Dzwoniłam w wiele miejsc, ale nigdzie nie było dogów błękitnych. Wreszcie dowiedziałam się,
że w Białymstoku mają urodzić się szczenięta. Skontaktowałam się z Andrzejem Szutkiewiczem i po paru
tygodniach byłam właścicielką błękitnej suczki.
Nigdy nie zapomnę momentu wybierania szczeniaczka. Andrzej przywiózł dwie suczki FINEZJĘ i FORTUNĘ.
Ta pierwsza, kiedy ją wzięłam na ręce zaczęła się ode mnie odpychać, natomiast FORTUNA zaczęła mnie lizać.
Oczywiście była moja. Moje szczęście nie miało granic, a Andrzejowi jestem do dziś dnia wdzięczna zarówno za to, że potraktował mnie ulgowo przy zakupie jak i za to, że został moim mentorem przez
pierwsze miesiące wychowywania FORTUNY Amino Perro.
Kupując doga błękitnego nie planowałam pokazywania go na wystawach, założenia hodowli - ja po prostu spełniłam swoje marzenie.
Zaczęłam często bywać w Związku Kynologicznym. W tamtych latach nie było żadnej
literatury na temat wychowywania dogów - a tylko tam hodowcy udzielali mi potrzebnych informacji.
Potem namówiono mnie do udziału w wystawie. Spodobało mi się, Zaczęłam wystawiać FORTUNĘ.
Najpierw jeździłam pociągami, potem dorobiliśmy się samochodu - było już łatwiej.
Suka skończyła dwa lata. Znajomi zaczęli namawiać mnie na szczeniacki.
Długo nie musieli tego robić - już wsiąkłam całkowicie w dogi.
Trzeba tylko było znaleźć odpowiedniego kawalera. Marzyły mi się piękne, mocne dzieciaczki
więc szukałam odpowiedniego psa.
Gosia Sowińska wynalazła dla mnie mieszkającego w Pradze niemieckiego psa.
Nazywał się ARNE JAKOB vom Kemperfeld i był już bardzo utytułowany.
Pojechałam do niego z FORTUNĄ. Niestety , krycie nie przyniosło efektów. Zawzięłam się jednak.
Po pół roku wsiadłam w pociąg i pojechałyśmy. Efektem tego mariażu był miot "A" dwa pieski i suczka.
Okazało się, że FORTUNA jest wspaniałą matką i daje piękne dzieci. Teraz już
złapałam bakcyla. Szukałam ciekawych reproduktorów o dobrym pochodzeniu i doskonale
zbudowanych. Starałam się oglądać potomstwo wybranych reproduktorów, żeby wiedzieć
czego mogę spodziewać się - bo moje suki przekazywały cechy ojców.
W 1992 roku w kwietniu urodził się miot "A"...

 

© Błękitne Wydmy